W każdym długoletnim związku przychodzi moment, kiedy pojawia się mniejszy lub większy kryzys. Zakładam, że wtedy już nie jesteśmy na etapie cukierkowej wizji związku i rozumiemy, że czasem harmonia w relacji to ciężka praca, w dodatku po obu stronach. Mamy ustalone granice, omówione oczekiwania i przepracowane wizje związku. Już ponad 4 lata jestem z chłopakiem. Jest w tym samym wieku co ja i zaczęliśmy spotykać się mając 17 lat. Na początku naszej znajomości nikt od razu nie był zakochany po uszy ale Twój email został potwierdzony. Za chwilę otrzymasz “Diagnozę związku” na swoją skrzynkę mailową. W podziękowaniu za zapis na listę, chcę dla Ciebie zrobić coś specjalnego – zaoferować Ci 64% zniżki na e-book “Kryzys w związku. Jak naprawdę naprawić krzywdy i zranienia w związku” 9 kwietnia 2021. Istotną rzeczą jest rozróżnienie między przebaczeniem a pozostaniem. Nie możesz zostać, jeśli nie przebaczysz partnerowi; ale możesz mu przebaczyć, nawet jeśli zdecydujesz się odejść. (fot. iStock) Oto pytanie, które powraca od momentu, gdy kłamstwo zostaje odkryte. ” Bardzo ciężko jest odejść od takiej osoby, ale warto walczyć o tą wolność.” “Nie warto być w związku na siłę, czy z poczucia obowiązku. Trzeba znać swoją wartość i po prostu odpuścić.” “Czasem kobiety mają zapędy do tłumaczenia chorej zazdrości czy agresywności miłością, ale to nie tędy droga. Kryzys w związku może objawiać się także w postaci braku wzajemnej czułości. Partner przestaje angażować się w budowanie relacji, unika wspólnego spędzania czasu, wspólnych posiłków, czy wyjazdów. Ważną oznaką kryzysu w związku jest również brak pociągu seksualnego do partnera oraz unikanie kontaktów intymnych. Kryzys w Witam, od pewnego czasu gryzie mnie to, co dzieje się w moim związku. Jesteśmy razem od pół roku, od jakiegoś czasu pojawiają się rzeczy, które niekoniecznie mi odpowiadają. Nie czuję się kobieca, doceniana i kochana. Mój partner nie potrafi powiedzieć mi żadnego komplementu, wręcz przeciwnie - p 4BPheM. – Żeby związek był satysfakcjonujący, jest potrzebna bliskość, ale i przestrzeń. Jeśli jedna z osób zaczyna się rozwijać, a druga zostaje na tym samym pułapie, na którym się spotkali, trudno jest o intymność, bo przestajemy mieć wspólne tematy, często wspólnych znajomych – o tym, kiedy zostać w związku, a kiedy odejść, mówi Monika Perdjon, coach, terapeutka TSR. Marta Chowaniec: Wg danych GUS w 2018 roku rozchodzi się co trzecie małżeństwo. Na pytanie: zostać czy odejść, wolimy to drugie. Co zrobić, żeby zostać? Monika Perdjon: Części tych rozwodów na pewno można było uniknąć. Podstawowe pytanie, to nie zostać czy odejść, tylko jak razem żyć, być w relacji dlatego, że chcemy, a nie dlatego, że „nie mamy wyjścia”, czy „powinniśmy”. Kolejne ważne pytanie, czy obie osoby są na tyle dojrzałe emocjonalnie, żeby były świadome swoich potrzeb, otwarte na odmienną perspektywę partnera i gotowe do pracy na relacją. Wzrostowa tendencja rozwodów jest natomiast ważna w kontekście relacji przemocowych. Kobiety są coraz bardziej samodzielne i niezależne finansowo, by podejmować działania w swojej obronie. W innych przypadkach być może za mało pracy wkładamy w budowanie związku. Decyzja o rozstaniu się bywa po prostu przedwczesna i podjęta pod wpływem nagłych emocji. Nad czym w takim razie warto popracować? W pierwszej kolejności nad sobą (śmiech). Bez względu na to, czy już jesteśmy w związku, czy dopiero planujemy się z kimś związać, warto zadać sobie pytanie, czy z poprzednich relacji mam już odrobione lekcje. Czy umiemy się komunikować w zdrowy sposób, czy jesteśmy świadome swoich emocji, czy potrafimy stawiać granice, ale też brać na siebie odpowiedzialność i przyznawać się do błędów. Następnie nad akceptacją drugiej osoby. Nie pracujemy nad tą drugą osobą, nie lepimy jej na swój obraz i podobieństwo jak z plasteliny, tylko pracujemy nad relacją, nad tym, jakie zasady wprowadzimy w naszym domu, na jakich wartościach budujemy ten związek. Aby to zrobić, należy poznawać się na wzajem i jest to niekończący się proces, bo przecież całe życie się rozwijamy. I kiedy tak się poznajemy, warto mieć na uwadze, że to mój mąż, czy żona to jednak odrębna istota. Z moim mężem, kiedy zamieszkaliśmy razem, okazało się, że mamy zupełnie inny rytm dnia, on spał dłużej, a ja wstawałam pierwsza. Wtedy nam to nie przeszkadzało, bo każdy organizował sobie te poranki w zadowalający dla siebie sposób. Ja miałam czas na fitness, potem dopiero siadaliśmy do śniadania, oboje wyspani. Jednak kiedy na świecie pojawiły się nasze dzieci i okazało się, że wstawać rano po prostu trzeba, bo trzeba nakarmić, przewinąć, później odprowadzić do przedszkola, szkoły… a mój mąż nadał spał. Organizacja domu rano spadła całkowicie na mnie i wtedy zaczęło mi to przeszkadzać. Testowaliśmy więc różne rozwiązania np. ja wstaję w ciągu tygodnia, a kiedy przychodzi weekend wstaje mój mąż i wtedy ja mogę odespać, albo ja wstaje pierwsza, robię śniadanie, karmię dzieci, ale on odwozi dzieci do szkoły, żebym nie musiała się ubierać i malować. W związku każdej pary przychodzą takie momenty, które trzeba przegadać i przepracować. Mamy możliwość pójść w dwie strony: zastanowić się czego potrzebujemy, jak możemy o te potrzeby zadbać, jak możemy na nowo się dogadać, lub druga ścieżka, którą niestety wybiera wiele par, że zostawimy te trudności. Często z lęku przed konfliktem, lub np. ze strachu przed odrzuceniem, zamiatamy pod dywan to, co trudne. Jedna osoba czuje się wtedy nieszczęśliwa, nadmiernie obciążona, niesłuchana i ma żal, robi wymówki, a druga jest nimi ciągle obarczana – wycofuje się z relacji. Wtedy ta pierwsza czuje się jeszcze mniej ważna i tak się to nawarstwia. Podobno mężczyznę w związku poznaje się po tym, jak się urodzi dziecko. Trochę tak jest, ale z mojego doświadczenia wynika, że to drugi etap. Ten pierwszy czas poznawania – warto by odbył się wcześniej. Jeśli przyjrzymy się temu, jakie skrypty wynosimy z domów pochodzenia, jak sobie wyobrażamy nasze życie, czego chcemy w naszej nowej rodzinie, może się okazać, że pewne rzeczy nie są do pogodzenia. Kiedy pojawiają się pierwsze trudności, a jesteśmy zakochani, to nie chcemy ich dostrzegać. Jeśli do tego pojawi się lęk przed utratą tego ukochanego partnera, nie wyrażamy swoich potrzeb, udajemy, że jest wszystko ok. W momencie kiedy na świat przyjdzie dziecko, te rzeczy przybierają na sile, bo dochodzą kolejne, nowe wyzwania. Nie mamy na kim się oprzeć, wszystko zaczyna się sypać jak domek z kart, bo nie miał wcześniej zbudowanych fundamentów. Monika Perdjon. Zdj: archiwum prywatne A może powinien się domyśleć, o co mi chodzi, jakie mam potrzeby? (śmiech). Niedawno byłam panelistką podczas konferencji poświęconej kobietom, w której uczestniczyli także mężczyźni. Jeden z panów powiedział, że źródłem konfliktów w jego firmie są kobiety, na co pewna pani zripostowała, że wy się panowie nie domyślacie. Wtedy na szczęście na sali pojawiło się takie: „buuuuuuu”. Dzisiaj już wiemy, że ten drugi człowiek nie musi się wcale domyślać. Co do samego wyrażania potrzeb, trzeba zacząć od relacji z samym sobą; czy ja znam swoje potrzeby, czy daję sobie prawo, żeby je mieć i zaspokajać, czy nie mam przy tym intencji ranienia, wykorzystania drugiego człowieka. Często kłócimy się o strategię zaspokajania potrzeb, a nie o same potrzeby. Np załóżmy, że mój mąż nie myje talerzy, i się z nim o to kłócę, ale chodzi mi tak naprawdę o to, żeby mój mąż angażował się w obowiązki domowe, żebym czuła, że jemu też na domu zależy. Jeśli on będzie zmywał, to ja będę miała poczucie, że jemu zależy. Tylko tego już nie mówię, mówię, że znowu nie pozmywał i że ja wszystko muszę sama i taka jestem biedna i nieszczęśliwa… A wtedy on powie, że czepiam się o drobnostki i nie doceniam go, bo on zatankował auto (ale dla mnie auto to już nie dom). Albo inna sytuacja. Jeśli np. w domu rodzinnym kobiety niedzielne obiady były miłe i scalały rodzinę, to chciałaby je powtórzyć w dorosłym życiu, chce przenieść ten rytuał do rodziny, którą tworzy, ale może okazać się, że partnerowi rodzinne, niedzielne obiady kojarzą się tylko źle. Zatem trudno mu będzie cieszyć się z tych obiadków i będzie ich unikał, może np. proponować w tym czasie wycieczki rowerowe. I znowu dochodzi do spięć, bo jedno się stara i gotuje te obiadki, i drugie się stara i organizuje atrakcje, ale fundamentalna potrzeba obojga jest ta sama – bycie blisko. Monika Perdjon Żeby związek był satysfakcjonujący, jest potrzebna bliskość, ale i przestrzeń. Jeśli jedna z osób zaczyna się rozwijać, a druga zostaje na tym samym pułapie, na którym się spotkali, trudno jest o intymność, bo przestajemy mieć wspólne tematy, często wspólnych znajomych Małżeństwo polega na byciu blisko ze sobą? To jedna z kluczowych składowych. W „Psychologii miłości” Bogdana Wojciszke jest mowa o tróczynnikowej koncepcji miłości. Zaczynamy od namiętności, która szybko wybucha i też najszybciej opada, gdybyśmy mieli narysować ten czynnik na wykresie. Ale nawet jeśli pierwsze namiętności się nieco wypalą, ważny jest kontakt fizyczny, czuły dotyk, przytulanie, trzymanie za rękę, wspólne zasypianie, okazywanie sobie, że wciąż jesteśmy dla siebie atrakcyjni. Mamy zaangażowanie, to kolejny czynnik, bez którego nie da się zbudować dobrze funkcjonującego związku i intymność, czyli właśnie pospolitą bliskość. Pod tym hasłem ukrywa się akceptacja partnera, docenianie go, dbanie o niego. To także chęć bycia blisko emocjonalnie, wspólne przeżywanie, chęć dzielenia się swoim życiem, ale i atrakcyjność intelektualna, otwartość na na odmienne poglądy. Aby dbać o ten składnik związku, dobrze jest mimo zabiegania znajdować czas na rozmowy z partnerem. Zainteresować się jak minął mu dzień, czy nic go nie trapi, porozmawiać o czymś innym niż lista obowiązków domowych, np. o filmie. Jeśli coś zaczyna szwankować w sferze intymności (zarówno fizycznej, jak i emocjonalnej, czy intelektualnej), to właśnie jest ten moment, kiedy zaczynamy się od siebie oddalać, a samo przywiązanie często nie jest wystarczające do utrzymania satysfakcjonującego związku. Przed tą rozmową, pytałam znajomej prawniczki, która zajmuje się rozwodami, o najczęstszy powód rozwodów. Odpowiedziała, że nie jest nią zdrada, tylko rozwój zawodowy jednego z partnerów, zmieniamy zawód i potrzebujemy na to czasu, okazuje się, że interesują nas już inne kwestie. Żeby związek był satysfakcjonujący, jest potrzebna bliskość, ale i przestrzeń. Jeśli jedna z osób zaczyna się rozwijać, a druga zostaje na tym samym pułapie, na którym się spotkali, trudno jest o intymność, bo przestajemy mieć wspólne tematy, często wspólnych znajomych. Jeden z partnerów przestaje być atrakcyjny intelektualnie, jeśli nie rozumie, co się do niego mówi. Przestaje się chcieć dzielić, jeśli partnera dana dziedzina nie interesuje. Widzę tu też podobieństwo w kontekście terapii. Kiedy spotykamy się na zasadzie kompensowania braków – mnie nie kochał ktoś w dzieciństwie, ciebie nie kochał ktoś w dzieciństwie – to próbujemy sobie te braki łatać w relacji. W momencie kiedy jedna z osób zaczyna sobie zdawać sprawę, że nie ma satysfakcji z takiej relacji, bo ciąży jej rola, którą przenosi z dzieciństwa i idzie sama na terapię, a nie idą na tę terapię razem, to ta osoba zaczyna się rozwijać, poznawać. Powoli sama rekompensuje swoje braki, uświadamia je sobie przede wszystkim, zaczyna rozumieć schemat, w którym jest i wtedy bardzo często dochodzi do rozpadu związku, bo wtedy ta druga osoba sama zostaje w swoich starych schematach. Jeśli w małżeństwie mamy trudności relacyjne, warto wybrać się na terapię małżeńską lub dwie terapie indywidualne, by popracować równolegle, oboje nad swoim przekonaniami, zachowaniami i nad związkiem, np. komunikacją, wartościami. Jednocześnie bliska stabilna relacja sprzyja rozwojowi. Kiedy podejmujemy decyzje o zmianie pracy, otwieraniu własnej firmy, studiach podyplomowych, czeka na nas wiele wyzwań i trudnych chwil, i partner, który w nas wierzy, wspiera, przejmuje na siebie cześć domowych obowiązków jest wtedy ogromnym zasobem. Monika Perdjon Mamy idealistyczną wizję, jeśli nie wyszło mi z jednym partnerem, to znajdę sobie drugiego i z nim zbuduję cudowny, szczęśliwy związek. Czekamy na księcia z bajki, który wyratuje nas ze wstrętnych szponów nudnego męża To idziemy do terapeuty, kiedy zastanawiamy się: zostać czy odejść? Wtedy niestety jest już trochę późno. Wracając do dynamiki związku w kontekście rozstania mamy inicjatora i nieinicjatora. Ten drugi żyje w wyparciu, zaprzeczeniu, że są trudności, a pierwszy przeżywa całą paletę emocji: od poczucia smutku, złości na partnera, chęci walki o związek, przez poczucie klęski, bo się nie udało, straty, do oswojenia się, pogodzenia z tym, że tego związku już nie ma sensu reanimować i momentu podjęcia decyzji o rozstaniu. Wtedy nieinicjator „budzi się”, ale już jest za późno. Jeśli mamy poczucie, że jest nam trudno żyć razem, że nie ma satysfakcji ze związku, warto poszukać pomocy czy to na terapii czy chociaż na warsztatach komunikacji, bo bardzo często rozbijamy się o zwykłą, codzienną rozmowę. Bo to pranie, sprzątanie, gotowanie… To porozmawiajmy, o tym kto ma robić to „pranie, sprzątanie, gotowanie.” Szukajmy wspólnie rozwiązań. Czy gotujemy w domu czy jemy w restauracji albo w stołówce, jeśli w domu, to kto i kiedy gotuje. Porozmawiajmy przy tym o naszych ulubionych smakach, o kulinarnych wspomnieniach, przygodach… Komunikacja: „a ty zawsze, a ty nigdy” nie doprowadzi do żadnych konstruktywnych rozwiązań. Obie strony odejdą z poczuciem przegranej. Bo oni tacy są… To miecz obusieczny. Mężczyźni też mogą powiedzieć, że te kobiety takie są, że gadają i nic z tego nie wynika. Byłabym bardzo daleko, żeby tak uogólniać, bo zawsze spotykają się dwie jednostki, które mają swoją historię, swoją historię rodową, swoje schematy, swoje zasoby i trudności i warto jest poznać tę drugą osobę, siebie nawzajem. W związkach, które są szczęśliwe i udane – tak upraszczając – bardzo często postrzegamy swojego partnera pozytywnie. Kiedy mężczyzna kupuje nam kwiatki, to myślimy, że jest hojny, że o nas pamięta, że o nas dba, a kiedy nie pozmywa tych naczyń, myślimy – no zdarzyło mu się, ale generalnie zmywa, jest zaangażowany w domu. W związkach niesatysfakcjonujących narracja na temat partnera jest dokładnie odwrotna. Jeśli przyniesie nam kwiatki, to myślimy – pewnie matka mu przypomniała albo kupił, bo akurat była promocja. Nie jesteśmy w stanie tego gestu docenić. Jeśli nie pozywa naczyń, myślimy – taki jest, nigdy się nie angażuje, w zeszłym tygodniu też nie pozmywał. Jedno zachowanie traktujemy, jako stałą cechę partnera. I jeszcze dodajemy, że jest nieodpowiedzialny i leniwy itp. W podejściu systemowym jak i w terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach pracując uczymy się dostrzegać to, co jest dobre w naszym partnerze, zmieniać własną narrację, nie tylko „naprawiać” partnera. Ile czasu trzeba poświęcić a właściwie zainwestować? O! Słowo zainwestować jest odpowiednie, bo ta inwestycja bardzo często się zwraca (śmiech). Zależy z czym para przychodzi. Np. doświadczenie zdrady – jeśli brakuje w relacji intymności i jedna z osób zaczyna szukać tego na zewnątrz, to często dla drugiego partnera jest to bodziec, który stanowi motywację do działania (oczywiście nie polecam takiego sposobu stymulowania partnera). Może być też tak, że jedna z osób już dawno podjęła decyzje o rozstaniu, ale nie jest gotowa przeprowadzić tej procedury, nie ma w sobie takiej siły i tak potrzebuje „zewnętrznego kopa”, żeby tę decyzję wdrożyć w życie i posuwa się do zdrady. Jeśli para jest zmotywowana do pracy nad swoim związkiem, wykonują ćwiczenia, zadania, przegadują problemy, to taka praca idzie fajnie i szybko. Jeśli jest tak, że jedna osoba przyciągnie na terapię drugą, która nie widzi potrzeby, nie jest gotowa na prace, to taki proces może się zakończyć po kilku sesjach, lub trwać i trwać i może efektu nie przynieść. Trzeba mieć gotowość, aby przyjrzeć się sobie, jakie my mam deficyty, a nie liczyć na to, ze terapeuta „naprawi” nam partnera. Z moich doświadczeń zawodowych wynika, że kobiety odchodzą latami. Podczas swojego warsztatu „Zostać czy odejść” proponuję ćwiczenie, które popularnie jest nazywane kołem wartości, ale modyfikuje je w kontekście relacji, czyli jakie mam potrzeby i oczekiwania w związku z relacją z najbliższym partnerem i na ile one na dzień dzisiejszy są realizowane. Okazuje się, że żyjemy często wspomnieniem przeszłości, że ten mąż mnie tak kochał albo opcja numer dwa, żyjemy gdybaniem – gdyby on przestał pić, gdyby on się bardziej angażował, gdyby on był bardziej czuły. Żyjemy w świecie fantazji, a nie oceniamy tego, jak dzisiaj wygląda nasz związek. I wtedy pracować nad nim? Spróbować zawsze warto. Mamy idealistyczną wizję, jeśli nie wyszło mi z jednym partnerem, to znajdę sobie drugiego i z nim zbuduję cudowny, szczęśliwy związek. Czekamy na księcia z bajki, który wyratuje nas ze wstrętnych szponów nudnego męża. Nie spotkałam się w życiu z takim zrealizowanym scenariuszem. Wejście w każdą koleją relacje wiąże się z dużym wydatkiem energetycznym: wybranie partnera, przejście przez fazę zawiązania się relacji, eksperymentowania, poznania się, pojawienia się bytu „my”, potem oddzielenia się – chcę być z tobą a chcę być sobą, tańca, który trwa do końca związku. Rozstanie też ma konsekwencje do końca życia, jeśli rozstajemy się z orzekaniem o winie, nasz były partner może wystąpić o alimenty dla siebie. Jeśli mamy dzieci, będziemy w pewien sposób związani do końca życia. Z drugim mężem może być tak samo, jeśli nie przepracujemy schematów swoich działań. Warto ratować związek w kontekście, że stworzenie nowej relacji wiąże się z ogromnym wysiłkiem. Jeśli mam go włożyć w budowanie nowej relacji, a mogę ten wysiłek włożyć w poprawę jakości tej, w której jestem – oczywiście jeśli małżeństwo nie przyniosło mi samych zadr, poczucia skrzywdzenia czy przemocy. Wyjście z przemocy zawsze jest triumfem. Monika Perdjon Może być też tak, że jedna z osób już dawno podjęła decyzje o rozstaniu, ale nie jest gotowa przeprowadzić tej procedury, nie ma w sobie takiej siły i tak potrzebuje „zewnętrznego kopa”, żeby tę decyzję wdrożyć w życie i posuwa się do zdrady Czy jest możliwe małżeństwo do końca życia w dzisiejszych czasach? Wierzę że tak. Mamy dużo łatwiejszy dostęp do pomocy, nawet jeśli nie jesteśmy gotowi, żeby pójść na terapię, są warsztaty dla par z komunikacji bez przemocy – jak wyrażać swoje potrzeby. Można wejść do księgarni nawet internetowej i wybrać książki, jak wychowywać dzieci, jak się komunikować, jak budować relacje. Mamy wykłady na youtube. Jeśli mamy problemy w kwestii gotowania, sprzątania i prania, porozmawiajmy z mediatorem i wypracujmy zasady w bezpiecznej atmosferze. Jeśli nam zależy, żeby związek budować, a coś w nim szwankuje, na wyciągnięcie ręki jest mnóstwo narzędzi, trzeba tylko chcieć z nich skorzystać. Monika Perdjon – terapeuta TSR, trener, coach, specjalizuje się z kryzysach relacji partnerskich i wychowawczych. Wspiera w wychodzeniu w konfliktów okołorozwodowych. Współpracuje z Centrum Praw Kobiet, Centrum Terapii i Rozwoju Zacisze. Ukończyła liczne szkolenia m. in. z interwencji kryzysowej, przeciwdziałania przemocy w rodzinie, Dialogu Motywującego, I stopień Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach, wprowadzenie do Terapii ACT. Obecnie w trakcie studiów podyplomowych na SWPS na kierunku Mediacje rodzinne i pomoc psychologiczna rodzinom. Prowadzi fanpage na FB: Zobacz także Stockbyte (Rodale Images) fot. Stockbyte Odejdź, gdy wasze kłótnie prowadzą tylko do agresji i wzajemnego ranienia się. Kiedy kłócisz się z byle powodu, a spory wysysają całą Twoją energię i pewność siebie, jeśli kłótnie kończą się obraźliwymi wyzwiskami czy bójką, nikt nie dąży do kompromisu, a jedynie do wygranej po trupach - to znak, że kłócicie się destrukcyjnie. Gdy macie problem z pogodzeniem się (trwa to całymi dniami), a co gorsza, nie uczycie się na błędach i nakręcacie spiralę agresywnej gry, to już powód do tego, by odejść. Jest pewna pula konfliktów, które para może znieść. Gdy przekroczycie pułap wytrzymałości, wspólne życie zamienia się w piekło. Ale co z tego wszystkiego wynika? Nawet jeśli wszystko wskazuje na to, że powinieneś odejść, zastanów się nad ostatnią, kluczową sprawą. Kiedy czujesz satysfakcję na myśl o zerwaniu z nią, niewykluczone że jednak jesteś związkofobem. Powinieneś poczekać z budowaniem poważnego związku. Ale jeśli myśl o porzuceniu jej sprawia Ci ból, nie jest jeszcze z Tobą tak beznadziejnie. Spróbuj zostać i zobacz, co się stanie. Tak jak ja. Obecnie jestem zaręczony z Zuzanną. Poprosiłem ją o to po czterech latach, na tej samej kanapie, kiedy to pod wpływem jej błyskotliwej sugestii zdecydowałem się zostać. I wiesz, co zrobiliśmy potem? Coś zupełnie nietypowego. Zamówiliśmy pizzę i poszliśmy do wypożyczalni po obrzydliwie ckliwy film z Meg Ryan i Tomem Hanksem. A może zwyczajnie boisz się związku? Prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog, doradca rodzinny: Jest pewien gatunek mężczyzn, którzy nie potrafią się zaangażować nawet wtedy, gdy nie ma realnych przeszkód. To wieczni chłopcy, w krótkich spodenkach, nastawieni wyłącznie na przyjemności. Są niedojrzali emocjonalnie, boją się bliskości, uzależnienia od kobiety, utraty niezależności. Widzą w kobietach jedynie zagrożenie, doceniając tylko ich fizyczne walory. Nie potrafią zaakceptować naturalnej kolei losu. W momencie, gdy w związku pojawiają się problemy, zobowiązania, kiedy druga strona zaczyna ustalać zasady, decydują się na ucieczkę, zamiast zmierzyć się z prawdziwym życiem. Wolą więc krótkie związki oparte na fikcji, gonią za romansami, w których jest pięknie, zmysłowo, bezproblemowo. Często przyczyna tkwi w dzieciństwie: byli wychowywani w przekonaniu, że kobiety są cwańsze od mężczyzn, i teraz panicznie uciekają przed powtórzeniem schematu. Może zawiniła zaborcza matka, która trzymała ojca pod pantoflem? Kiedy ukrywasz przed partnerką swoje prawdziwe ja - nieustannie się pilnujesz, kontrolujesz każdą swoją wypowiedź, poglądy, reżyserujesz gesty i spotkania intymne, skrywasz słabości - to znak, że kobieta nie daje Ci poczucia bezpieczeństwa. Kiedy w związku pojawiają się tzw. transakcje wiązane, czyli interesowne relacje typu coś za coś (usługa za usługę, krzywda za krzywdę), to także symptom, że ludzie nie są w zdrowym układzie. Podobnie jest z kłótniami - jeśli pojawiają się coraz częściej i zmuszają do codziennych kompromisów albo, co gorsza, poświęceń to zły znak. Kłótnia destrukcyjna to taka, z której nic nie wynika, nakręca tylko spiralę obrażania się i agresji. W dobrym związku należy oczekiwać, że kłótnie będą zdarzać się coraz rzadziej, bo szanujący się partnerzy chcą się uczyć na błędach. Jeśli tak się nie dzieje, nie warto wierzyć obiegowej opinii, że jakoś się dotrzemy. Cuda się nie zdarzają, jeśli obu albo chociaż jednej stronie brak dobrej woli. ZA I PRZECIW Lepiej poszukaj innej partnerki, jeśli... Powody, dla których warto zostać: - rywalizujesz z nią o sukcesy. Jest w niej coś takiego, że musisz bezustannie udowadniać swoją wartość. Kiedy zaczynasz ją poniżać tyko po to, by okazać się lepszym, to znaczy, że jesteś w toksycznym związku. - nigdy nie podejmujesz z nią rozmów o przyszłości. Przeraża Cię myśl, że mógłbyś zaliczyć wpadkę, boisz się wspólnych inwestycji, odraczasz decyzję o zamieszkaniu pod jednym dachem. - masz wewnętrzne opory, by poznać ją z Twoimi rodzicami czy przyjaciółmi. Może się jej wstydzisz albo obawiasz? - jesteś z nią, bo coś jej zawdzięczasz (np. była plastrem na złamane serce po poprzedniej dziewczynie), wciąż dręczy Cię poczucie obowiązku czy winy wobec niej. - dajesz o wiele więcej, niż bierzesz. Np. utrzymujesz ją (mieszkając oddzielnie), rezygnujesz dla niej z ulubionej pracy, hobby, przyjaciół. Czujesz, że wysysa całą Twoją osobowość. Nie przegap szansy. - czujesz, że inspiruje Cię do osiągnięć i cieszy się nimi razem z Tobą, - czujesz się przy niej dowartościowany: silny, męski, mądry, - możesz sobie przy niej pozwolić na chwile słabości, dla niej i tak jesteś męski, - jesteś przy niej sobą, nie musisz niczego udawać, - Twoi przyjaciele chwalą jej inteligencję i dowcip, - potrafi łagodzić każdą sprzeczkę, nie musisz przez tydzień błagać jej o wybaczenie, - potrafi kochać nawet na odległość, - możesz ją namówić na wszelkie seksualne eksperymenty, - lubisz zapach i smak jej ciała, - umie rozmawiać z Twoimi rodzicami, kocha zwierzęta i dzieci. MH 03/2004 Najpierw są wielkie emocje, motyle w brzuchu i płomienna miłość. Świat wiruje, nie wyobrażamy sobie życia bez drugiej połówki. Z czasem jednak wszystko się zmienia, a relacje słabną. Zaczynamy walczyć na słowa, milczymy lub licytujemy się na krzywdy i winy. Jakie są przyczyny kryzysu w związku, jak go pokonać?Autorka: Maja Pisarek, psycholog i psychotraumatolog Dwie połówki jabłka czy niedobrana para? Pobierając się nie zakładamy, że przyjdzie nam się rozstać. Wierzymy, że rozłączy nas dopiero śmierć, ale statystyki pokazują, że rozpada się niemal co drugie małżeństwo. Co w takim razie robimy źle, dlaczego tak często pary się rozwodzą?Powodów jest tyle, ile jest par, każda ma swoją własną historię. Bardzo częstym „czynnikiem ryzyka” jest zwykłe niedobranie się. Nawet jeśli już na początku widzimy niepokojące różnice, lekceważymy je, starając się ich nie zauważać. Jesteśmy zakochani i łudzimy się, że z biegiem lat jakoś się dotrzemy. Owszem, nieraz udaje nam się wypracowywać kompromisy, ale nie w kluczowych coś jest dla nas naprawdę ważne, to nie będziemy w stanie z tego zrezygnować nawet w imię miłości. I wcale nie musi tu chodzić o życiowe wartości takie, jak wiara albo niewiara w Boga czy kwestie polityczne. Często chodzi po prostu o styl życia. Ktoś uwielbia aktywnie spędzać czas, ktoś nie. Ktoś uwielbia towarzystwo, a ktoś z natury jest domatorem. Z biegiem czasu te różnice mogą tak narastać, że w końcu staną się nie do przeskoczenia. „Zupełnie cię nie poznaję”, czyli kryzys małżeński po 10 latach Nawet, jeśli na początku jesteśmy idealnie dobrani, a małżeństwo jest zgodne, z czasem może pojawić się kryzys w związku. Wchodzimy w relację i marzymy o wspólnym życiu aż do śmierci, nie zdając sobie sprawy, że za te 10 lat nasz partner będzie już zupełnie innym człowiekiem. Będzie w innym miejscu, ukształtowany przez swoją pracę, przez ludzi, których spotka na swojej drodze, okoliczności, sytuacje życiowe. I albo będziemy przez te 10 lat stale za sobą nawzajem podążać z uważnością i zrozumieniem, albo nasze drogi się zupełnie rozejdą. Wtedy, w którymś momencie, obudzimy się już bardzo daleko od jak z tym słynnym gotowaniem żaby: podobno jeśli włoży się ją do zimnej wody i nastawi garnek na mały ogień, to żaba będzie siedzieć spokojnie, aż w końcu ugotuje się, zupełnie o tym nie wiedząc. Zmiany zachodzą bardzo powoli, prawie niezauważalnie, ale przez cały czas. Aż w końcu przychodzi punkt krytyczny. Toksyczny związek - zostać czy odejść? Podświadome blokady nieraz są ogromne: bywa, że ludzie trwają w toksycznym związku całymi latami, chociaż nic już nie wskazuje na to, że mają ze sobą coś wspólnego. Znam takie pary. Nieraz jest tak, że sobie wmawiamy: „Przecież nie jest tak źle, nie ma między nami przemocy fizycznej, więc właściwie ten cały kryzys można zażegnać”. Albo relatywizujemy: „Przecież wszyscy się kłócą”. Mało tego, wiele kobiet, z którymi pracuję, w którymś momencie mówi mi: „Ja go specjalnie prowokuję, ja już bym chciała, żeby mnie uderzył, bo wtedy będę miała w końcu konkretny powód, żeby odejść”.Pragnienie „niech coś się zadzieje” może wynikać albo z naszej nieumiejętności podejmowania decyzji, albo z lęku przed opinią rodziny czy znajomych. Jeśli będę mieć w garści twardy argument, że jest mi z nim źle, to nikt nie będzie mógł go podważyć. Bo jeśli powiem tylko: „Nie dogadywaliśmy się”, to mama, teściowa albo przyjaciółka może mi zarzucić, że to nie jest jeszcze poważny powód do rozwodu. Szczególnie jeśli w grę wchodzą dzieci. Trwanie w toksycznej relacji Ale jest też inna przyczyna takiego długoletniego trwania w toksycznym związku. Jeżeli ktoś przez lata deprecjonuje moją wartość, w końcu mogę sama uwierzyć, że na nic lepszego nie zasługuję. Czasem na terapii kobiety mówią: „Mam dosyć życia z nim, ale przecież sama sobie nie poradzę”. Bardzo często mamy w sobie ogromny lęk przed samotnością. Albo silne przekonanie, że w kolejnym związku będzie tak samo. Zdarza się i żal: „Szkoda tych wszystkich wspólnych lat” – nieraz słyszę to zdanie w nam jest bardzo trudno przyznać się przed sobą, że jest źle, że to się dzieje w naszym związku, nie karmi nas, nie rozwija. Nie przyznajemy się do tego nawet wtedy, kiedy kłótnie w związku, stres zaczynają wpływać na nasze zdrowie fizyczne. Czy specjalista może zalecić rozstanie? Jako psycholog mogę zachęcać do działań, które wzmacniają poczucie własnej wartości i budują naszą indywidualność. Nigdy jednak nie powiem wprost ani nawet nie zasugeruję, że lepiej byłoby, gdyby para się rozstała. Nie mieszkam z nimi, nie widzę ich na co dzień. Czasem przychodzą do mnie małżeństwa, które żyją właściwie w ciągłej niechęci, codziennie się kłócą, ale mają dzieci. Wtedy zaczynam od rozmowy o dzieciach, o ich poczuciu bezpieczeństwa, o tym, że każde dziecko do rozwoju potrzebuje dobrych wspomnień z obojgiem takiej sytuacji mogę oczywiście powiedzieć: „Jeżeli państwo zdecydują się rozstać, to plusem tej decyzji będzie to, że dzieci nie będą widzieć państwa kłótni”. Zawsze jednak wtedy dodaję też: „Ale możecie też pracować nad tym, by tych kłótni już teraz nie było”. Zawsze też namawiam rodziców, żeby powiedzieli swoim dzieciom o tym, że właśnie zaczęli terapię, na której będą uczyć się, jak mogą się nie par w dużej mierze polega na rozwijaniu umiejętności rozmowy – takiej, która prowadzi do jakiegoś porozumienia. Bo nie umiemy tego. Zamiast mówić, co czujemy, pozwalamy, żeby górę wzięły emocje, wypominamy sobie zdarzenia z przeszłości, rozkopujemy to, co już dawno powinno być zasypane. Kiedy warto pójść na terapię małżeńską? Nie ma idealnego momentu na terapię małżeńską, bo nie ma też uniwersalnej recepty na związek. Moje doświadczenie pokazuje jednak, że warto skorzystać ze wsparcia specjalisty, gdy przestajemy się „lubić”, ale wciąż chcemy ze sobą być. To jest dobre miejsce na zatrzymanie się, bo ciągle mamy jeszcze szansę, żeby uratować związek. Oczywiście, jeśli tylko tego chcemy, bo nieraz jesteśmy razem wyłącznie dlatego, że po prostu nie mieści nam się w głowie, że można się w kłótniach wypominamy sobie rzeczy sprzed kilku lub kilkunastu lat, nie pomoże nam jedynie terapia par. Tutaj musimy wykonać swoją własną wewnętrzną pracę. Takie okopanie się we własnym poczuciu krzywdy to jedna z najgorszych rzeczy, jakie możemy sobie zrobić. Same sobie naklejamy łatkę ofiary, a w efekcie nieraz dajemy sobie prawo do odwetu: „Ty mi wtedy tak, to ja tobie dziś tak”. Spirala wzajemnych niechęci się nakręca. Jeśli zaprzeszłe rzeczy wciąż rzutują na naszą teraźniejszość, to spróbujmy to poukładać, najlepiej u specjalisty. Bo to jest sprawa do przyjrzenia się: dlaczego nie umiem zamknąć jakiegoś rozdziału. Przychodzi "fajna" para do specjalisty Zdarza mi się, że od razu widzę, że para jest świetnie dobrana, ale coś nie gra. Zawsze mówię im to wtedy od razu. Mam aktualnie takie młode małżeństwo, które z boku wygląda idealnie. Przyszli do mnie, bo zauważyli, że w ich związku zrobiło się gorzej i chcieli zrozumieć, co się dzieje. Spróbowali najpierw sami coś naprawiać, ale uznali, że jednak lepszym wyjściem będzie terapeuta. Na szczęście byli na siebie uważni i wyłapali już na samym początku jakieś oznaki wmawiali sobie, że to, co się między nimi zaczyna dziać, jest normalne, że kryzys minie sam. Bardzo lubię z nimi pracować, bo mają w sobie nie tylko uważność, ale też motywację, by zadbać o swoją relację. Myślę, że mają duże szanse, żeby być szczęśliwym małżeństwem przez długie lata. Terapia par nie uratuje każdego związku Nie mogę tego okazać, ale rzeczywiście nie zawsze wierzę, że terapia małżeńska przyniesie zamierzony efekt. Bywa, że przychodzi małżeństwo i widać, że między nimi jest już tylko pogorzelisko. Ale wtedy też się cieszę, że jednak przyszli – terapia par przecież nie zawsze kończy się ponownym zejściem, czasem jej efektem jest spokojne, bezbolesne się też tak, że przychodzi para, ona mówi, że to jest ich ostatnia szansa, a on siedzi, nie odzywa się i tylko patrzy w okno – wtedy też nie ma we mnie zbyt wielkiej wiary. Jestem bardzo wielką optymistką i mocno wierzę w to, że zmiana jest możliwa zawsze, ale gdy widzę człowieka, który nie chce albo nie umie działać, to mój optymizm trochę gaśnie. Tak samo, gdy widzę, że gdy jedno mówi, to drugie krzywi się z pogardą. Już lepsza jest czysta obojętność, bo na jej gruncie możemy jeszcze próbować coś wskrzesić w związku. A na pogardzie raczej już nic dobrego nie urośnie. Zwykłe "przepraszam” nie wystarczy Często jedna strona czeka na słowo „przepraszam”, wierząc w jego magiczną siłę. Warto zastanowić się jednak, dlaczego tak bardzo potrzebujemy, by to słowo usłyszeć. Co nam to jedno „przepraszam” da? Czy na pewno poczujemy się wtedy lepiej? Z moich gabinetowych obserwacji wiem, że nawet jeśli to „przepraszam” padnie, to i tak nic się nie zmienia, krzywda w nas nadal tkwi, a przecież czasu się nie cofnie, już nie odwrócimy sytuacji, już coś się stało – i musimy iść dalej. Jeśli nie jesteśmy w stanie, to musimy to tym wypominaniem krzywd sprzed lat zawsze kryje się coś więcej. Bardzo często strach o to, że nie jesteśmy już kochane. W takim przypadku, zamiast wyciągać rzeczy sprzed lat i wymuszać kolejne przeprosiny, lepiej otwarcie powiedzieć: „Boję się, że się oddalamy od siebie, a bardzo bym tego nie chciała”. Bo to jest informacja typu: „Zależy mi”. I mądry partner po takim komunikacie usiądzie i powie: „Masz rację, zapędziliśmy się, pogadajmy, co możemy zrobić”.Znam takie sytuacje z prawdziwego życia. Chociaż rzeczywiście są rzadkością, zazwyczaj ani jedna stronie nie umie otwarcie wyrazić swoich emocji, ani druga, nawet gdyby to usłyszała, nie umiałaby odpowiedzieć. Znowu wracam do tego samego: nikt nie nauczył nas rozmowy o emocjach, o naszych potrzebach. Nie umiemy o tym mówić i nie umiemy słuchać. Ale można się tego nauczyć, np. właśnie na terapii par. Trwamy w wypalonych związkach, bo boimy się zmian? Dla mnie to jest niesamowite, że ludzie zazwyczaj są totalnie bezradni, kiedy przychodzi do podjęcia jakiejś decyzji. Bardzo trudno nam wskazać, co jest dla nas dobre. W takiej sytuacji często zachęcam do zrobienia rachunku à rebours: czego ja nie chcę? Co mnie uwiera w tej sytuacji, w której jestem. Jeżeli znajdą się na tej liście rzeczy znaczące, to znaczy, że powinnam iść dalej, nawet jeśli teraz jeszcze nie wiem, co to „dalej” oznacza. Bo w życiowym rozwoju nie zawsze chodzi o wizualizowanie sobie świetnej przyszłości. Czasem chodzi tylko o to, żeby umieć zobaczyć, że moje tu i teraz mnie nie zadowala. Informujemy, że w celu zapewnienia jak najlepszej obsługi nasza strona korzysta z ciasteczek (plików cookies). Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na wykorzystanie przez nas plików cookies. Jednocześnie przypominamy, że w każdej chwili masz możliwość zmiany ustawień plików Często ratowanie związku na siłę jest najgorszym pomysłem, jaki tylko może przyjść nam do głowy. Taka postawa odbija się negatywnie nie tylko na naszym zdrowiu psychicznym, ale także partnera. Pozwól życiu płynąć naturalnym rytmem i rozstańcie się dla dobra związek przechodzi kryzys? W niektórych relacjach uczuciowych po prostu przychodzi moment, w którym oboje powinniśmy zadać sobie pytanie, czy warto nadal dzielić życie, czy lepiej się rozstać. Często odpowiedź, jaką dyktuje nam serce brzmi: ten związek nie ma przyszłości i nie powinniśmy już żyć wszystko, przez wzgląd na dawne uczucie, jakim darzyliśmy naszego partnera, postanawiamy „na siłę trwać” w relacji. Co więcej, przymykamy oko na wiele sytuacji, które w szczęśliwym związku między dwojgiem ludzi nigdy nie powinny ten sposób nasz związek przekształca się w pustkę, która z każdym dniem staje się coraz większa i większa. Ludzie, którzy kiedyś żyli szczęśliwie i darzyli się uczuciem, nie są już w stanie normalnie ze sobą jednak nie mamy odwagi odejść od partnera ze strachu przed samotnością, opinią innych czy z obawy przed wejściem w nowy związek. Zapraszamy cię dziś do refleksji nad twoim związkiem i analizę poniższych kwestii. Być może zabrzmią ci one znajomo…1. Nasz związek poniósł porażkęPrzecież nikt nie lubi przegrywać ani ponosić porażki, zwłaszcza gdy ma to miejsce w osobistej i uczuciowej sferze życia. Niepowodzenie w związku może być dla wielu osób czymś wręcz niewybaczalnym. Już samo myślenie w ten sposób powinno być wystarczającym powodem do zerwania związku. Jest ono przejawem strachu przed dezaprobatą twojej decyzji ze strony bliskich ci osób i otaczającej cię społeczności. Często wręcz mogą towarzyszyć nam wyrzuty sumienia lub poczucie winy, ponieważ myślimy, że źródło porażki leży w nas samych. Zaczynamy się zastanawiać, że być może nie daliśmy z siebie wystarczająco dużo i nie kochaliśmy naszego partnera tak, jak na to mnożą się wymówki, które uniemożliwiają ci podjęcie decyzji o zakończeniu związku, w którym już nie jesteś szczęśliwa. Pamiętaj, że problemy pomiędzy partnerami i koniec dawnej miłości, wcale nie są oznaką to sytuacja zupełnie normalna. Z upływem lat miłość między partnerami wygasa i czasami po prostu nie mamy już ochoty na dalsze wspólne zadręczać się tym, „co powiedzą inni”. Najważniejsze są twoje uczucia i to właśnie im powinnaś być wierna. W sztucznie podtrzymywanym związku nigdy nie będziesz szczęśliwa. Pamiętaj też, że twój partner zasługuje na szczerość, a nie na Przecież mamy wspólne dzieciTo, że w życiu kierujemy się dobrem naszych dzieci, jest rzeczą zupełnie naturalną. Jednak nie mogą stać się one przyczyną tkwienia w związku bez miłości. Bycie parą tylko dlatego, że mamy wspólne potomstwo jest autentycznym kłótnie partnerów nie poprawią rodzinnej atmosfery. Wręcz przeciwnie – sprawiają, że nie kochający się już rodzice z każdym dniem będą tracili dla siebie szacunek i prędzej czy później nastąpi wybuch prawdziwych uczuć i dzieci będą musiały stale walczyć z nieprzyjemną atmosferą w domu, nie będą się z wami czuły dobrze i staną się podatne na negatywne zaburzenia z nas twierdzi, że najmłodsze dzieci do zdrowego wzrostu potrzebują obojga rodziców i szczęśliwej rodziny, która zapewni i m spokój i poczucie bezpieczeństwa. Rzeczywiście idealnie, ale tylko jeśli partnerzy bardzo się w przypadku kryzysu między nimi, sztuczne podtrzymywanie związku absolutnie nie jest dobrym rozwiązaniem dla dziecka. Dzieci podświadomie chcą, by ich rodzice byli szczęśliwi, bez względu na to, czy żyją razem, czy jaką każdy z nich przelewa na swoją pociechę jest najważniejsza. To właśnie ona wpływa na poczucie bezpieczeństwa i zdrowe dorastanie młodego człowieka, a potem na jego dorosłe życie i relacje uczuciowe z innymi zmuszaj swoich dzieci do dorastania w niezdrowej atmosferze nieszczęśliwego związku. Nie można żyć w harmonii z kimś, kogo już nie darzymy miłością, a przekonanie, że taka sytuacja jest korzystna dla naszych dzieci jest wielkim życiowym Zakończyć związek a strach przed samotnościąOgromny odsetek ludzi na całym świecie żyje w związku opartym na emocjonalnej zależności od partnera. Problem ten dotyczy zwłaszcza osób, które trwają od lat w tej samej relacji uczuciowej i tak naprawdę nigdy nie były sytuacja może okazać się wielkim problemem w chwili, gdy pojawia się kryzys i zaczynamy zastanawiać się nad tym, czy warto walczyć o ten związek. Strach i poczucie lęku przed samotnością mogą okazać się silniejsze niż potrzeba czy chęć odnalezienia szczęścia z kimś przed samotnością wzrasta wraz z upływem lat. Im jesteśmy starsi, tym bardziej obawiamy się tego, że nie znajdziemy nikogo, z kim moglibyśmy stworzyć nowy związek i zbudować szczęśliwy zatem w związku, który nas unieszczęśliwia. Taka z resztą jest postawa społeczeństwa, w którym żyjemy. Skutki takiego postępowania są jednak katastrofalne: tracimy radość życia i zaczyna opanowywać nas ogromny życiem rządzi strach, który otwiera drzwi depresji i licznym dolegliwościom zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jest łatwo stawić czoła takiej sytuacji, ale zapewniamy, że warto spróbować. Spójrz w oczy przygodzie i naucz się spędzać mile czas we własnym towarzystwie. Pokochaj siebie i poczuj, że wcale nie musisz być w związku, by czuć się dobrze i być ten fakt i wyzbądź się strachu przed samotnością. Życie singla też może być szczęśliwe i pełne emocjonujących Wraz z partnerem odejdą przyjacieleTo zupełnie naturalne, że żyjący w wieloletnich związkach partnerzy mają wspólnych przyjaciół i znajomych. W przypadku separacji relacje te zwykle zostają wystawione na można jednak tkwić w bezsensownym związku tylko z obawy przed utratą ta dotyczyć może również członków rodziny partnera: teściowej, szwagra, szwagierki itp. Z czasem wasze stosunki ułożą się same. A jeśli łączy was szczera przyjaźń, to nic nie powinno stanąć na drodze, abyście nadal mogli się nawet zdarza się, że byli partnerzy zostają dobrymi przyjaciółmi. Nierzadko nawet dogadują się lepiej niż wtedy, gdy żyli pod jednym ty i twój partner macie przed sobą decyzję o przyszłości waszego związku, spokojnie zastanówcie się nad swoimi uczuciami i oczekiwaniami. Być może wasze rozstanie będzie najlepszym rozwiązaniem dla obojga. A może otworzy wam drogę do prawdziwego szczęścia…Niech będzie, co ma być – pamiętaj tylko, że najważniejsze są twoje uczucia i może Cię zainteresować ... Kiedy relacja z ukochaną osobą wisi na włosku, chwytamy się wszelkich dostępnych metod, by ją ocalić. Próbujemy wskrzesić dawne uczucia i namiętność, dotrzeć do partnera logicznymi argumentami… Gdy wszystko zawodzi zastanawiamy się nawet, czy rozstanie może uratować pierwszej chwili brzmi to absurdalnie. Przecież to właśnie rozstania chcemy uniknąć! Ale niekiedy, w niektórych określonych strategiach, takie rozegranie sprawy może okazać się całkiem rozsądne. Nie przeczę, wymaga to pewnej odwagi, ale potrafi przynieść żądany efekt. W najgorszym wypadku nie przedłuża agonii czegoś, co i tak było skazane na dzisiejszym wpisie odpowiemy na pytanie, czy i kiedy rozstanie może uratować związek (a kiedy to nie zadziała). Co więcej, zastanowimy się, czy wyprowadzka może uratować przystąpisz do lektury, pamiętaj, by zrobić bezpłatny krótki test online, który wykaże, jakie masz procentowe szanse na odzyskanie ex. Zrobienie go zajmie ci dwie minuty, a wynik poznasz od razu: Jakie są twoje realne szanse na odzyskanie?Spis treściCzy rozstanie może uratować związek: przypadkiPartner się wahaZasada braku kontaktuKiedy rozstanie nie uratuje związkuCzy wyprowadzka może uratować związek?Czy rozstanie może uratować związek: podsumowanieCzy rozstanie może uratować związek: przypadkiPrzyjrzyjmy się teraz dwóm bardzo konkretnym sytuacjom, kiedy to rozstanie może uratować związek. Pierwsza z nich dotyczy szczególnego problemu w relacji, kiedy nie została ona jeszcze zerwana, ale zanosi się na to. Druga z kolei jest okolicznością bardziej uniwersalną, o której przeczytasz również w naszym nosi tytuł „Klucz Do Odzyskania” i jest kompletnym poradnikiem, który krok po kroku, za pomocą różnych niekonwencjonalnych technik, pomoże ci odzyskać ex partnera/kę. Występuje w wersji dla niej i dla niego i stanowi niezastąpione kompendium praktycznej wiedzy. Więcej przeczytasz o nim się wahaPartner albo partnerka. Jeśli wyczuwasz, że osoba, z którą się spotykasz, zaczyna się od ciebie stopniowo oddalać, masz dwa się od niej zdystansować, co przyniesie dobre efekty w przypadku średnio nasilonych wątpliwości. Jeśli np. osoba ta czuje, że wasza relacja rozwija się za szybko i za intensywnie, będzie szukała sobie swojej przestrzeni. Dystansując się, nie tylko dajesz jej przestrzeń, ale i stajesz się dla niej bardziej atrakcyjny/ mieliśmy mówić o rozstaniu jako sposobie na uratowanie związku. No więc zdarza się, że wątpliwości partnera są na tyle silne, że wasza relacja dosłownie wisi na włosku. Czujesz, że to kwestia czasu (niedługiego), kiedy zostaniesz porzucony/a. W tej sytuacji możesz zaryzykować i sam/a zasugerować obrót sprawy może kompletnie zmienić bieg wydarzeń. Partner/ka nagle może stwierdzić, że jednak nie chce rozstania i próbować cię przekonać do naprawy relacji. Ewentualnie początkowo nawet przyjmie do wiadomości rozstanie, ale zacznie się wahać w drugą stronę. A w efekcie istnieje duża szansa, że szybko braku kontaktuPowyższa strategia niewątpliwie wymaga większej pewności siebie i pewnego ryzyka, a także dobrego wyczucia chwili. Jeśli przegapiłeś/aś ten moment i partner/ka zakomunikował/a ci rozstanie, możesz wciąć wyjść z tego obronną waszym zerwaniu być może da się jeszcze uratować związek. Musisz jednak wprowadzić zasadę braku kontaktu. Zamiast błagać o powrót i desperacko próbować zmienić zdanie drugiej osoby, pozwól jej odejść. Ale to nie dość, że zaakceptujesz rozstanie, to jeszcze konsekwentnie ograniczysz wasze kontakty. Nie będziecie się widywać, dzwonić do siebie, pisać ze sobą. Wymaż na pewien czas ex ze swojego życia i skup się na ten sposób rozstanie będzie nie tylko kwestią umowy, ale przełoży się na faktyczną sytuację. A to spowoduje, że partner/ka w końcu będzie miał/a szansę za tobą zatęsknić, odczuć twój brak, zainteresować się tobą i zacząć powątpiewać w swoją rozstanie nie uratuje związkuNie należy traktować rozstania jako pewnej strategii ratowania związku. Może okazać się ono skuteczne tylko wtedy, gdy to osłabienie zainteresowania i wynikające z tego niezdecydowanie są przyczyną pogorszenia waszych relacji. Wówczas ten krok ma szansę przynieść pożądany jednak w twoim związku pojawiły się poważniejsze problemy, które nagromadziły się z czasem i nie zostały rozwiązane, to rozstanie nie odegra roli odwrócenia sił. Co więcej, w najgorszym wypadku może być sygnałem, że rezygnujesz, poddajesz się i nie chcesz niczego naprawiać. Gdy zostaną podjęte konkretne kroki, trudno będzie się lepiej poznać powody, dla których między wami się nie układa lub wręcz rozstaliście się, przeczytaj „Klucz Do Odzyskania„. Znajdziesz w nim szczegółowe zasady postępowania w różnych przypadkach. Strategiczne zerwanie i zasada zero kontaktu również zostały w nim obszernie wyprowadzka może uratować związek?Przyjrzyjmy się jeszcze jednemu specyficznemu przepadkowi. Niektórzy zadają sobie nie tyle pytanie, czy rozstanie może uratować związek, ale czy wyprowadzka może przynieść taki pozytywny rezultat. Mówiąc krótko, nie chodzi o to, żeby się rozstać, ale trochę od siebie odpocząć. Czy to dobre rozwiązanie?To w zasadzie coś, co plasuje się pomiędzy strategicznym zerwaniem a zasadą braku kontaktu i dystansowaniem. Jeśli nadal jesteście parą, ale ostatnio często się kłócicie i widzisz, że coś nie gra, wyprowadzka może pomóc wyklarować sytuację. To sygnał, że jesteś gotów/owa wycofać się, kiedy partner/ka będzie odczuwać zbyt dużą kontrolę nad sytuacją lub będzie dawać ci do zrozumienia, że nie jest pewny/a waszej jeśli doszło do rozstania, wyprowadzka jest najbardziej rozsądną decyzją. Umożliwia właściwe przeprowadzenie zasady braku kontaktu. Powinna być priorytetem w przypadku zerwania, kiedy razem też: Co zrobić, gdy facet się oddala?Czy rozstanie może uratować związek: podsumowaniePodsumowując, rozstanie rozumiane jako faktyczne zerwanie albo wyraźne zdystansowanie się bywa skuteczną strategią w ratowaniu związku, który rozpadł się bądź rozpad mu zagraża. Wątpliwości związane ze spadkiem zainteresowania lub nadmiernie intensywnie rozwijaną relacją mogą negatywnie wpływać na związek. Podobnie rzecz ma się z wywieraniem presji (np. naciskaniem na małżeństwo).Jeśli w takiej sytuacji ukochana osoba zaczyna się oddalać, zróbmy to samo lub zasugerujmy rozstanie, kiedy widać, że prędzej czy później i tak do niego dojdzie nie z naszej inicjatywy. Korzystając z „Klucza Do Odzyskania„, uda ci się ten zabieg bardzo dobrze po poradnik również wtedy, kiedy wasz problem będzie dotyczył czegoś zupełnie innego. Na pewno odnajdziesz się w jednym z wielu opisanych przypadków i wybierzesz dla siebie najlepszą strategię.

kryzys w związku zostać czy odejść